Page 36 - 29_2020_LiryDram
P. 36
na zewnątrz... Silna osobowość z elementem powściągliwości sporo jednak kosztuje.
Ta cecha widoczna jest także w moich wier- szach, skoro dostrzegło to kilku krytyków, m.in. Miroslav Radovanović, który w recen- zji zbioru Miris večeri, wydanego w Serbii, stwierdził: „Kazimierz Burnat kwestionu- je pewność siebie i pysznego rozumu..., bo zmysły i ich oddziaływanie są, w gruncie rze- czy, granicą własnej świadomości i kluczem zrozumienia świata i zmiennej prawdy [...]”.
Od fabryki lodówek do szukania (zapewne nocną porą) sposobu „zakotwiczenia du- szy na dnie nocy” droga dość daleka, ale uważam, że znacznie ją sobie skróciłeś, gdy organizowałeś harcerstwo dla trudnej młodzieży. Kto (i co) dał ci impuls, by pro- stować charaktery młodych i zapewne po- krzywionych?
Ach, to miało miejsce znacznie wcze- śniej niż Polar, kiedy pracowałem w zakła- dzie poprawczym. Chłopcy pobierali naukę w ramach szkoły podstawowej i zawodo- wej. Poza nauką: sprzątanie, posiłki, izolat- ka dla „nieposłusznych”. Zakład zamknięty na osiem spustów. I właśnie ciągle chłopię- ca skromność, ta według Cézanne’a, pod- powiedziała mi, że to nie wystarczy dla ich resocjalizacji. Zrodził się pomysł zało- żenia drużyny harcerskiej w ramach Nie- przetartego Szlaku, który skupiał w swych szeregach dzieci i młodzież specjalnej tro- ski. Ukończyłem odpowiedni kurs instruk- torów, pod wodzą ówczesnej komendantki Nieprzetartego Szlaku Marii Łyczko i przy wsparciu bardziej doświadczonego wycho- wawcy objęliśmy programem około 25 pro- cent wychowanków. W ramach moich za- jęć zakotwiczali się często w środku nocy
na biwakach w lesie, ucząc się samodziel- ności i odpowiedzialności. Na manewrach w terenie stosowałem taktykę wzorem z komandosów. Każde zadanie wykonane z powodzeniem sprawiało im satysfakcję i podnosiło morale. Dodatkowo uczestni- czyli w zajęciach teatralnych i fotogra cz- nych; oswajali się z normalnością istnie- jącą poza kratami zakładu. Udało się... to była skuteczna forma resocjalizacji, prosto- wania charakterów, ale nie tyle pokrzywio- nych (jak to nazwałeś), co pokrzywdzonych. Na użytek tego wywiadu tyle, choć temat wart co najmniej jednej książki.
Porozmawiajmy o miłości; czytam: Na brzu- chu wzgórza/ glarne cienie/ tańczą bez umiaru/ niczym chochoły/ spocone powie- trze/ wpija się w ich ciała głębiej/ niż zrogo- waciałe źdźbła/ ...na jej spragnionym łonie/ nowy początek. Wybacz mi niewybaczalną niedyskrecję czytelnika – czy wstydziłeś się napisać „w nasze ciała...” itd.? No i ta „zro- gowaciałość...”? Musiałeś zaburzyć czystość i piękno „tańczących glarnych cieni”? Miłość nie jest wolna od problemów i zro- gowaceń. A w przywołanym wierszu je- śli coś się wpija w ich ciała, to nie w nasze. Dystans, nie zaburzenie. Niech tańczą, nie podglądajmy, wystarczą – cienie. Stwórzmy dla miłości ogród i pielęgnujmy ją jak kwia- ty. Będzie w nas narastać i emanować na otoczenie siłą i zapachem. Niech będzie jak u Jonathana Carrolla, dla którego „miłość jest śmiercią: śmiercią odrębności, śmiercią dystansu, śmiercią czasu...”.
Wyjdźmy z labiryntu twoich słów, fraz, metafor, ich sensów i lozo i – dużo cza- su poświęcałeś (i pewnie poświęcasz)
34 LiryDram październik–grudzień 2020