Page 43 - 41_LiryDram_2023
P. 43
kosztem jednorodności tematycznej i spójno- ści formalnej, zaburzając proporcje między motywami głównymi a pobocznymi. Daleko stąd do klasycznego porządku – blisko za to do takiej powagi w pojmowaniu literatury, jakiej neoklasykom zdecydowanie brakuje. Egzemplifikacje można by mnożyć – kult, jakim otaczano poezję Kochanowskiego, nie prze- szkadzał bynajmniej w stosowaniu chwytów polemicznych na pograniczu faulu (przykład potem). Trawestacja stanowiła środek wyrazu używany nawet w dysputach o znaczeniu za- sadniczym. Wystarczy spojrzeć, jak w Pochodni Miłości Bożej Kacpra Miaskowskiego potrak- towana została Światowa Rozkosz Hieroni- ma Morsztyna – przeistoczyła się ona w larwę z piekła rodem (Kasper Twardowski, Pochodnia miłości Bożej..., Warszawa 1995, s. 30). przy zachowaniu wszystkich atrybutów znanych z poematu poprzednika. Innymi słowy – tra- dycja, acz traktowana poważnie, nie była ar- kadyjską domeną kontynuacji, lecz polem wal- ki – co zresztą znacznie lepiej świadczyło o jej żywotności niż dowolna ilość hołdów.
W niegdysiejszym wyborze terminu „neobarok” nie bez znaczenia była także historia źródłosło- wu. Słowo „barok” wchodziło do humanistyki na początku XX wieku w atmosferze skandalu. Działo się to za sprawą pracy Wőlfflina Podsta- wowe pojęcia historii sztuki, dzisiaj uważanej za kanoniczną (a więc kurzącej się w bibliote- kach jako zasobnik treści oczywistych), w swo- im zaś czasie wywrotowej. Wolfflin pokazywał bowiem, że malarstwo do tej pory uważane za „zdegenerowany renesans” rządzi się własny- mi prawami estetycznymi. To, co dotąd ujmo- wano jako wady, posłużyło za narzędzia opisu, ujęte w zgrabne ramy pięciu kategorii. Rezy- gnacja z niektórych osiągnięć w dziedzinie per- spektywy stała się neutralną „malarskością”,
perfekcyjnemu zagospodarowaniu płaszczyzny przeciwstawiono „głębię”, zamknięciu kompozy- cji – jej podejrzaną „otwartość”; o negatywnym wydźwięku słowa „niejasność” nie trzeba już chyba mówić. Poetyce neobarokowej pragnąłem więc przypisać potencjał buntu, możliwość ra- dykalnego przewartościowania zarówno dykcji postmodernistycznej, jak i klasycyzującej. Nie wyszło, gdyż źle przewidziałem kierunek roz- woju poetów, którzy mieliby się składać na tę widmową formację. Jedynie Bartłomiej Majzel oraz – jakże by inaczej – Eugeniusz Tkaczy- szyn-Dycki znajdują się obecnie mniej więcej tam, gdzie przypuszczałem. Narzędzia, jakimi posługuje się Majzel, tropy wiodące w stronę kultury francuskiej, stanowią natomiast bardzo inspirującą niespodziankę.
Wersja dla czytelników brzydzących się teo- rią, niespełnionymi proroctwami bądź nad- miernym ich zdaniem historyzmem brzmi zaś tak, że niejasny i arbitralnie przyjęty ter- min „neobarok” funkcjonuje na prawach po- równania między dzisiejszą a siedemnasto- wieczną praktyką tekstową. Spróbuję dalej ukazać, w jaki sposób podobne porównanie jest możliwe, w trybie enumeracji ukazując różne zbieżności. Przykład będzie stanowić poezja Tomasza Różyckiego, której jednakże po Koloniach (o nich dalej) nie traktuję już jako modelowej.
Pierwszą przesłanką są tytuły, powtarzające określenie gatunkowe pieśń. To jednak prowa- dzi jedynie do stwierdzenia, że Różycki uprawia poezję liryczną, a i wie przy tym, jak ją drzewiej nazywano. Istotniejsze wydaje się już na wpół poważne wymyślanie gatunków literackich – bo w Świecie i Antyświecie obok elegii i pieśni pojawiają się również „hipotyki”, czyli wiersze oparte na hipotezie, wielokrotnie powtarzają- ce słowo „jeżeli”. Kiedyś podobnie bawił się
październik–grudzień 2023 LiryDram 41