Page 44 - 44_LiryDram_2024
P. 44
zmarł po prostu, mowa o dualizmie ciało-du- sza. Ciało okazuje się jedynie opakowaniem (Ubiór (ducha) (...) już spakowany na ostat- nią drogę do magazynu), natomiast zmarłe- go tu nie ma. Trudne jest odklejanie duszy od ciała, co odczuwa także starzejąca się piękna kobieta, która pyta: Czy moje ciało i ja to ja?. Wskazówek jak umrzeć łagodnie dla świata po- etka szuka u mistyka, o. Joachima Badeniego. Zresztą o samotnym trudzie umierania traktuje więcej wierszy. Ale bez nas świat pozostanie taki sam – konstatuje po stoicku Boba-Dyga. Dlatego tak ważne jest ocalanie wspomnień. Tych pierwszych, dotyczących domu, rodzi- ców, dzieciństwa. Dom tworzą codzienne, banalne sprawy, zagubione w szpargałach notatki, szara wstążka z prezentu od syna, całkiem niepotrzebnie związana na szafce. Poetka przywołuje swoje dziecięce lata, bez telewizora, pod rodzicielską kontrolą, a także domowe lekcje w tłoku i ciasnocie (odmienna byłam zostałam). Wspomina też ojca-antyko- munistę, którego nie lubiła babcia o miesz- czańskich ideałach (zmarnował córce życie). Oboje odeszli cierpiąc niespełnieni. Natomiast dla małej Bożenki tata był dużym autoryte- tem, jego komplementy dawały jej sporą ra- dość. Dziadka Mikołaja, eleganckiego ziemia- nina, nigdy nie poznała, bo umarł przed jej urodzeniem. Nie wiadomo nawet, gdzie jest jego grób. Z kolei pamięć mamy i babci oży- wia przypadkowy zapach na peronie (pachnie jarzynową z mrożonki).
Bożena Boba-Dyga konsekwentnie zapisuje swoje wędrówki po świecie, kulturze i sztuce, łącząc historię ze współczesnością oraz to, co indywidualne, z szerszym, ogólniejszym. Uru- chamianie Term Merano (Włochy) jawi się jej jako spektakl teatralny – rytualna ceremonia i taniec derwiszów, natomiast zmierzch nad
Czechami inspiruje ją do zanotowania bar- dzo plastycznego, jednowersowego obrazka: Zaorane ogniem pole nieba. W wiedeńskim Kunsthistorisches Museum podziwia pięk- no młodzieńca o semickich rysach, czyli nie- znanego Jezusa, którego korona cierniowa to tylko symbol / biżuteria bez śladów krwi. Zachwyt jej budzi też konceptualna sztuka Średniowiecza, czyli azurytowa sonata, uło- żone na desce minerały naturalnie szlachet- ne. Natomiast wracając ze slamu o tłustej wa- ginie notuje obrazki z nowojorskiego metra: o ludziach, ich ubraniach, wyglądzie, minach (NYC / train 1 / Bronx).
Przestrzeń do głębszych refleksji może da- wać nocny spacer po Gdańsku (na temat je- go polskości), wycieczka do Izraela (losy pol- skich Żydów) czy scenki z Krakowa (gruba- sy w gospodzie Koko, pałac Potockich, syna- goga przerobiona na knajpę, dzielnica Ka- zimierz). Ale porównanie kultury dawnych wieków do współczesnej napotyka różne rafy, bowiem kiedyś śmieci znikały w kompoście, a teraz są najtrwalsze.
Wiele utworów Boby-Dygi z omawianego to- mu cechuje się aforystyczną zwięzłością bądź anegdotyczną celnością. Wiersz to dla niej nieoczekiwane spotkanie słów, a tworzenie i przeistaczanie się pomysłów w dzieło to ci- sza po bitwie. Zabawną obserwację, jak od- miennie widzą tę samą rzeczywistość kobiety i mężczyźni, zawiera fraza: kupują sracz / on ze spłuczką ona różowy. Dla autorki Rozrusz- nika życie jest jednak ważniejsze od twórczo- ści, choć poezja po arystotelesowsku oczysz- cza. Tworzy ją więc dla czytelników, mówiąc im: Jedzcie i pijcie – oto słowa moje. Warto spróbować...
Źródło: eleWator 34 (4/2020)
42 LiryDram lipiec–wrzesień 2024