Page 65 - 44_LiryDram_2024
P. 65
„modność” wykreowana została w pracow- niach demiurgów marketingu agresywnego, czy żyć w konsumpcyjnej ascezie, poszuku- jąc raczej nie tyle nowych produktów, ale od- krywając przymioty wielorazowości w tych już posiadanych? A może podejmować choć okazjonalny wysiłek odrywania się od ciągłe- go przymusu kupowania, biorąc na przykład udział w Buy Nothing Day, czyli Dniu bez Za- kupów (wymyślonym w Stanach Zjednoczo- nych w początkach lat 90. XX wieku), popu- laryzując w najbliższym otoczeniu filozofię minimalizmu lub przynajmniej uświadamia- jąc bliźnim absurdalność idei ciągłego naby- wania zbędnych przedmiotów?
Jakże spokojnym wzrokiem Igor Frender (już po kozetkowej drzemce) obserwuje na- sze „decyzyjne miotamento”, nie oferując w zasadzie jakichkolwiek wskazówek. Ech! Uparcie milczy gdzieś zza kurtyny pisarskiej niewidzialności. Pewnie uważa, że już dość nam pomógł. Przecież wcześniej na trop wła- ściwych odpowiedzi próbował naprowadzić nas swoim całym, 127-stronicowym tekstem dramatu. Teraz przygląda się nam z życz- liwym zrozumieniem, bo on już wcześniej przeszedł taką samą trasę nałogowego wręcz zadawania pytań samemu sobie. Przeszedł i nie zabłądził w gąszczu wielorakich, moż- liwych autoreakcji. Nie pogubił się w mno- gości potencjalnych sposobów odpowiedzi, nie dał się zastraszyć sile grupowej więk- szości, presji społecznego wygodnictwa. Już wie, jak wskrzesić prawdziwego, pełnego empatii człowieka, wyswobodzonego z po- kus nieomal wszechobecnej macdonaldy- zacji, turbokapitalizmu (w ujęciu Edwarda Luttwaka stanowiącego połączenie globali- zacji, prywatyzacji i deregulacji), nadmier- nej supermarketyzacji przestrzeni miejskiej,
disneyzacji – czyli bezrefleksyjnego transfe- ru amerykańskiej kultury masowej. My zaś możemy dopiero po wnikliwej lekturze jego dramatu (dopuszczalne jest także wspoma- ganie się takimi istotnymi dla tego tematu tytułami książek, ostrzegających przed kul- turą materializmu, jak No logo Naomi Klein, czy Pokolenie X Douglasa Couplanda) i wielu przemyśleniach – wykoncypować sobie odpo- wiedź na pytanie, czy warto dać się omamić przez wszelkie ideologiczne „izmy”. Oby tyl- ko była ona odpowiedzią właściwą.
Myślenie czy łaska ujednolicenia?
Dotąd tajemniczo pofałdowany, ludzki mózg, pełen intelektualnych meandrów i pogmatwa- nych wielościeżek neuronalnych połączeń, w XXI wieku – po intensywnym praniu, odwi- rowywaniu i suszeniu w Instytucie Ujednolica- nia, Banalizacji i Przykrawania Pomyślunku (bo chyba i tak można nazwać ów Instytut Pralni Mózgów, posługujący się hasłem: Nie myśleć, nie chcieć, nie pytać) – uległ niepokojącemu, powierzchniowemu spłaszczeniu. Sfilcował się kapeczkę? Powiedzmy sobie otwarcie: me- chanizm automatu pralniczego nie był zbyt skomplikowany: (...) bierzesz łeb, wciskasz guzik, pstryk i masz wypraną mózgownicę. Łatwiutko, prościutko. Niestety, wszystko tam perfekcyjnie zadziałało i coś nam w tej naszej szarej galaretce uszkodzono.
Cóż z tego, że negatywne efekty tego inte- lektualnego prania nie są dostrzegane przez wszystkich współczesnych uczonych, aseku- rancko uzbrojonych w profesjonalne szkieł- ko i czujne, badawcze oko (patrzące uważnie na płytkę laboratoryjną, nie na przysłowiowe Maroko)? Cóż z tego, że my, ludziska – IQ ma- my wciąż w normie, ciężar właściwy mózgu
lipiec–wrzesień 2024 LiryDram 63