Page 15 - 32_LiryDram_2021
P. 15
Węgrzynowicz-Plichtę i Marka Wołyńskiego.
Poezja stała się dla mnie czymś,
co nazwałabym autobibliotera-
pią. Pomogła mi rozwinąć się
i penetrować obszary, których
w codziennym życiu na ogół nie doświadczam. Dzięki niej mogę
spotykać wielu fascynujących lu-
dzi, niekoniecznie literatów.
Wciąż cieszę się jak dziecko, gdy
widzę, że teksty Ady Jarosz pre-
zentowane są w różnych czaso-
pismach i antologiach, nie tylko
polskich, i nie wyłącznie w moim
rodzimym języku. Wiersze prze-
tłumaczone na serbski, czeski,
angielski czy hiszpański brzmią naprawdę cie- kawie. Chociaż dotarła do mnie gazeta, wydana w Indiach, długo nie mogło do mnie dotrzeć, że i tam opublikowano moją poezję.
W twoich wierszach widać ogromne przy- wiązanie do polskiej przyrody, szczególnie tej górskiej. Począwszy od samych tytułów kolejnych książek poetyckich aż po konkret- ne obrazy przywoływane w wierszach. Skąd wzięła się u ciebie potrzeba obcowania z natu- rą? Czy korzenie twoich przyrodniczych pasji leżą w dzieciństwie, czy też w młodzieńczych doświadczeniach?
Jestem tzw. miejskim dzieckiem, ale odkąd pamiętam często wyjeżdżaliśmy z rodzicami poza miasto, a miejsca były naprawdę różne. Dzisiaj wiem, że rodzice nie mieli zbyt dużego wyboru i jeździli tam, gdzie odpoczywali i inni obywatele Ludowej Ojczyzny, ale wówczas wy- dawało mi się, że podróżujemy na kraj świata, a każda dłuższa wycieczka wydawała mi się „najważniejszą życiową przygodą”.
W poronińskim domu Henryka Trebuni Tutki
Pamiętam, że wyjazdy te nigdy mnie nie nudziły, a wyprawy nad jeziora, w góry czy spacer brze- giem morza sprawiały, że prawie natychmiast przenosiłam się do innego świata, pełnego nie- samowitych stworzeń. Co ciekawe, nie myśla- łam o postaciach, które obecne są w popularnej literaturze dziecięcej. To był raczej świat, dzięki któremu czuło się magiczne zespolenie z prze- szłością i miejscem. Nie wiem, na czym to pole- gało, ale naprawdę miałam wrażenie jedności z tamtymi czasoprzestrzeniami. Jakkolwiek to, o czym piszę, może wydawać się dziwne, ale tak to czułam i w pewien sposób czuję do dzisiaj. Tak, jakbym już kiedyś w miejscu, w którym znajduję się po raz pierwszy, była. Doświadcza- łam tego również na zamku w Niemodlinie. Moi rodzice otrzymali mieszkanie właśnie na terenie tego obiektu, więc ja – paroletnia dziewczyn- ka – mogłam bez większych przeszkód bawić się w zamkowym parku. Uwielbiałam siadać pod jaśminowcami i układałam z nich bukie- ty. Do dzisiaj zapach ten kojarzy mi się z bez- troskim dzieciństwem. Wokół rosło też sporo
lipiec–wrzesień 2021
LiryDram 13
fot. Grażyna Ziętek