Page 30 - 32_LiryDram_2021
P. 30

   28 LiryDram
lipiec–wrzesień 2021
Dyduk
Nikt nie widział, skąd przyszedł.
Mówili, że pojawił się, gdy miesiąc srebrnowłosy przystawił drabinę do najwyższego klonu lub dachu zapomnianej cerkiewki.
Czasem towarzyszył mu cień lipcowy, wówczas brał w objęcia złotolicą południcę. Potem padał (ofiara najwyższego uniesienia).
Stateczni śmiali się z wariata, dzieci twierdziły, że widziały skrzydła – układał je w futerale tak troskliwie, jakby nawlekał krople rosy na źdźbła.
Graj Dyduk – prosiły.
Brał skrzypce i wyczarowywał oberki łąkowe. Deszcz dudnił na łopianowych liściach, wicher akompaniował na akordeonie, kuklik z kozibrodem wywijali hołubce, przytulia tuliła się
do jastrzębca, dziewannę porywał do tańca niecierpek (baletmistrz nad baletmistrze).
Szaleniec! – wołali ludzie, a Dyduk splatał struny w dźwięki (tak matki pieszczą dziewczęce warkocze).
Jesienią przyprowadził kobietę.
To rusalica – mówił, gdy pytali. – Będzie moją żoną, zamkniemy oczy i zbudujemy sosnową chatę z gontowym dachem i kogutem. Tylko w takim domu świerszcze ułożą najkunsztowniejsze fugi.
Nie pomagały boikeny, klopsy, renklody, uśmiechy, które przynosił wioskowym ani modlitwy malowane trzciną.





















































































   28   29   30   31   32