Page 42 - 34_2022_LiryDram
P. 42
w słowie robi dobrze...). Sam zaś tytuł książki jest nieprzypadkowy i dobrze sugeruje głów- ne przesłanie zbioru zawierające się w tym wszystkim, co ze sobą niesie pojęcie „areny” – pokrewnej wszak (i to mocno, choć często niechlubnie) teatrowi i scenie.
Przy tej okazji warto ponownie przywołać praktykę Wołyńskiego (co prawda na po- ły amatorską) w dziedzinie teatru. Nie tylko przy tym zbiorze, ale i znacznie później przy innych sposobnościach, wyczuwałem u nie- go „nerw dramaturgiczny” (jakby skrywany), widoczny zwłaszcza w dialogach (późniejsze publikacje prozą). Mam przekonanie (intuicja) i cichą nadzieję, że poeta w końcu spróbuje pióra w dramaturgii. Tu bym mu wróżył nie- małe sukcesy.
Nadchodzi czas na kolejne erotyki Wołyń- skiego, czyli Miłosne abecadło (MW, Opole 1999), które od razu, by zakończyć omawia- nie tego kierunku twórczości (i dokonując dużego przeskoku czasowego) połączę z jego Miłosnym abecadłem (Anagram, Warszawa 2018, wydanie dwujęzyczne polsko-angiel- skie, tłumaczył Zenon Miernicki). Nie mamy tu bowiem do czynienia z jakąś „obsesją” tematyczną autora, lecz z prawdziwą wagą jego życia uczuciowego. A ponadto, jak są- dzę nie bez autopsji, dochodzi tu do głosu druga strona osobowości twórcy – osobo- wość biznesmena, którym on jest. Ten dru- gi tom bowiem, pięknie edytorsko wydany w twardej oprawie, był jednocześnie przed- sięwzięciem biznesowym. O ile wiem – uda- nym. To zaś samo w sobie jest co najmniej odważne na rynku poezji (czy też jakiegoś mini, mikro czy nawet „subatomowego” ry- neczku poetyckiego w Polsce i też ryzykow- nego za granicą). Szczegóły z konieczności zostawiamy na boku. A w odniesieniu do
meritum – w zasadzie należałoby powtó- rzyć to, co już o erotykach Wołyńskiego na- pisałem uprzednio. Z tym, że przybyło wiele nowych tekstów (obok powtórzonych) – na bardzo dobrym poziomie.
Po roku 1999 następuje prawie osiemnaście lat poetyckiego milczenia i dopiero rok 2017 przynosi Mój labirynt (Wydawnictwo Ana- gram), który poprzedziłem wstępem. W zbio- rze są dwa cykle: Prywatna galeria i Autopor- tret zbiorowy. Tytuł pierwszego to powtórze- nie tytułu wiersza z Kontrapunktów oraz ze Ściszonym głosem (s. 9). Tytuł drugiego to odtworzenie po polsku angielskiego tytułu powielaczowego debiutu z 1983 roku. W to- mie Ściszonym głosem znajdziemy jeszcze dwa wiersze o zbliżonym tytule: Autopor- tret I i Autoportret II – powtórzone w Moim labiryncie. Te „zaszłości” dowodnie świad- czą o stałym poszukiwaniu diagnozy, jakiejś formuły intelektualnej do nazwania naszych cech, a szczególnie wad społeczno-narodo- wych; o trwałym istnieniu w poecie społecz- nego instynktu, a zarazem niezgody dla jak- że wielu przejawów zła w życiu społecznym. Tytuł zaś mówi o pewnym „błądzeniu” i za- gubieniu w labiryncie rzeczywistości – tak w wymiarach światopoglądowych, jak spo- łecznych; o zmaganiach z tajemnicą świata i ludzkiej egzystencji.
Odnosząc się do pozostałych cech i warto- ści tomu pozwolę sobie zacytować siebie ze wstępu (by uniknąć pisania po raz dru- gi tego, co się napisało wcześniej i chy- ba trafnie...): „(...) Zaznaczając swój po- etycki powrót z niebytu publikacją zwartą, Marek Wołyński przedstawia czytelnikowi wiersze dawne i nowe ujęte w dwa cykle. (...) są czystą liryką z odważną, oryginalną, czasem zaskakującą metaforyką i bogatym
40 LiryDram styczeń–marzec 2022