Page 104 - 28_LiryDram_2020
P. 104

swoją postawą (co zwłaszcza podnosili auto- rzy z naszej bratniej organizacji SPP w licz- nych artykułach w „Gazecie Wyborczej”) nie spełniał kryteriów wiarygodnego źródła, po- dobnie jak Iwaszkiewicz, Przyboś i wielu in- nych wielkich twórców z okresu PRL-u. Po- wszechnie twierdzono, że pisali oni, owszem, piękne wiersze, ale ponieważ korzystali z po- mocy państwa i byli jakby pupilkami tamte- go systemu, to głoszone przez nich wartości, nawet jeżeli są pozytywne, to przez fakt ko- rzystania z przywilejów są wystarczające dla dyskwali kacji zarówno twórczości Zbignie- wa Herberta, jak i wielu innych.
Kiedy na początku lat 90. napisałem wiersz, który zresztą niedawno został przytoczony podczas sesji Iwaszkiewiczowskiej, o Jarosła- wie Iwaszkiewiczu Fontanna dla skamandra, gdzie napisałem: przeżyta w plamach rdzy/ rozlewam się/ wkoło przy rybim stawie [...] spłodzona/ kaprysem przegnanego/ dziedzi- ca [...], to ten wiersz o mało nie stał się po- wodem, dla którego nie ukazałby się mój de- biut Jednego mniej w 1992 roku, do nanso- wywany przez Ministerstwo Kultury i Sztu- ki w ramach dotacji celowej na debiut. Na szczęście do tego nie doszło, a wiersz jakby na nowo się narodził po 2004 roku i jego pu- blikacji na stronie Fundacji Literatury w In- ternecie – nieszu ada.pl.
Kolejnym sporem jest to, dla kogo poeci piszą swoje wiersze, jak postrzegają odbiorcę swo- jego komunikatu, co jest bezpośrednio zwią- zane z formą tego komunikatu.
Ponieważ czas goni i Andrzej wskazuje, że- bym skracał swój wykład, bo może jeszcze będzie dyskusja, więc ograniczę się do krót- kiego przytoczenia konspektu wykładu oraz zwrócę uwagę, że do 1990 roku poeta i je- go twórczość była adresowana, jak to pisał
Norwid do „późnego wnuka”. Poezja była jak- by testamentem twórcy, a on sam był niczym Noe, który zapraszał swoich bohaterów oraz czasy, w których tworzył, na swoją poetycką arkę, by je ocalić przed nieubłaganym cza- sem. Obecnie autorzy nie piszą dla późnych wnuków, lecz ograniczają swoich odbiorców do małych kręgów osób ze swojego najbliż- szego otoczenia, na konkursy poetyckie, a co ambitniejsi piszą dla krytyków i środowisk uniwersyteckich lub lokalnych ośrodków kul- turotwórczych, by zaistnieć w okolicznościo- wych antologiach lub książkach zaprzyjaźnio- nych krytyków, które coraz częściej zamiast rzetelnego omawiania twórczości przypomi- nają okolicznościowe blurby.
Marek Wawrzkiewicz:
Kiedy byliśmy młodymi poetami, czyli bar- dzo dawno temu, to uważaliśmy, że piszemy lepsze wiersze niż Tuwim, Staff, Gałczyński itd. Mieliśmy taką pewność, że piszemy lep- sze wiersze. Tylko różnica między nami a tym teraz pokoleniem polega na tym, że my czy- taliśmy tych nieuznawanych przez siebie po- etów. Natomiast odnoszę wrażenie, że młodzi poeci nie czytają swoich poprzedników.
Aldona Borowicz:
Chciałam przytoczyć swoją historię z lat młodości. Z Olsztyna. W Olsztynie założyli- śmy swoją czteroosobową grupę poetycką, bo buntowaliśmy się przeciwko starym. I też uważaliśmy, że wszyscy piszą źle. W naszej grupie był Kazik Brakoniecki, Jurek Ignaciuk, Stefan Brzozowski i ja. W Wyższej Szkole Pe- dagogicznej odbywało się spotkanie mazur- skiej poetki Marii Zientary-Malewskiej. I co myśmy zrobili? Umówiliśmy się, że pójdziemy na to spotkanie i będziemy buczeć, gwizdać
102 LiryDram lipiec-wrzesień 2020


































































































   102   103   104   105   106