Page 105 - 28_LiryDram_2020
P. 105

itd., żeby rozwalić to spotkanie. I zrobiliśmy to. Na spotkaniu obecny był profesor Janusz Maciejewski, z którym się przyjaźniłam. Za- prosiłam go na to spotkanie. Po spotkaniu Ma- ciejewski zaprosił mnie do kawiarni i przepro- wadził ze mną rozmowę. I wtedy powiedział do mnie: „Aldona, czy wam nie wstyd? Jak wy się zachowujecie? Jaki jest wasz dorobek? Jaki szacunek dla publiczności i dla autora? Ziętara-Malewska jest zasłużoną poetką na tym terenie. To ona pisała po polsku, chociaż była Mazurką. Nauczała”. Następnego dnia w czwórkę pojechaliśmy do Związku z kwia- tami. I przeprosiliśmy ją. To dla mnie była du- ża lekcja pokory. Zanim wypowiesz swoje zda- nie, bo trzeba mieć własne zdanie i walczyć o nie, i ja to rozumiem, ale trzeba też słuchać. Słuchać i czerpać. Później, po latach, jako doj- rzała osoba tutaj w Warszawie wróciłam do wierszy Zientary-Malewskiej i było, i jest mi do dnia dzisiejszego bardzo wstyd. Na przy- kład jej wiersz Wspomnienia z Ravensbrück jest niezwykle smutny i tragiczny... Wystar- czy przeczytać. To była staruszka, która już się prawie nie ruszała. Myśmy chcieli świat za- wojować. Z kim? Ona więcej zrobiła dla lite- ratury, dla języka polskiego, dla tradycji niż my. Bo myśmy nie musieli tak bardzo walczyć o nic. Nam zależało, żeby starych wykosić i na ich miejsce wejść.
Marek Wawrzkiewicz:
I to jest słuszne.
Andrzej Wołosewicz:
Sami się wykosimy.
Aldona Borowicz:
W ubiegłym roku drugi raz przeprowadzali- śmy akcję „Patronów ulic Warszawy”. Młodzi
mogą też z tego czerpać. Jak wszystko idzie w niepamięć. Jak mało ludzi interesuje po- ezja. Bo myśmy robili sondaże na ulicach, spotkania. I to jest spór. Bo żadna literatura bez krytyków nie może zaistnieć.
Paweł Kuszczyński:
Z drugiej strony są rzeczy obiektywne i po- nadczasowe wartości w poezji. Dobro i pięk- no jest dla mnie wartością stałą i niezmienną.
Aldona Borowicz:
Obyśmy się nie poddali tak zwanej dehuma- nizacji sztuki.
Marek Wawrzkiewicz:
Na festiwalu w nobliwym Klubie Książki i Prasy Andrzej Bursa, wśród takiej poznań- skiej, solidnej publiczności, przeczytał wiersz o pantofelku pierwotniaku: no to co/ milszy mi jest pantofelek/ od ciebie ty skurwysy- nie i sala się zagotowała. Wtedy nie używało się takich słów w poezji. Niech pan Bóg bro- ni. Niedługo po tym festiwalu Andrzej Bur- sa zmarł.
Ale przypominam sobie taki spór, bo to jest spór o poezję. Jest otwarcie festiwalu młodej polskiej poezji, ale przyjechała cała czołówka poetów polskich i na scenie było motto wzię- te z Leopolda Staffa, i wyszedł polski poeta Julian Przyboś i powiedział, jak w ogóle orga- nizatorzy wpadli na pomysł, żeby takie zmur- szałe słowa takiego starego poety przekazy- wać jako posłanie do młodych poetów, prze- cież to nie wypada, to jest skandal. Po nim wyszedł na estradę Mieczysław Jastrun, jak wiadomo poeta pochodzenia żydowskiego, i w potworny sposób zaatakował Przybosia w obronie polskiej poezji, w obronie polskie- go języka. Takie były spory.
lipiec-wrzesień 2020 LiryDram 103


































































































   103   104   105   106   107