Page 32 - 28_LiryDram_2020
P. 32

30 LiryDram
lipiec-wrzesień 2020
między mną a matką dawno zerwany most i wokół tylko potop obie stoimy nad wspólną przepaścią nie wiedząc jednak o tym a już tyle dróg poza nami tyle niecierpliwości serca
i ciągły lęk przed świtem że trzeba jeszcze żyć pośród wiary obce są mi twoje myśli jak obce mogą być cyprysy
widzisz leonardzie te sępy to szatan który mnie przedwcześnie opętał zatrzymał się w połowie drogi i dalej iść nie potra ę
chociaż przeczuwam złowrogą nawałnicę lecz milczę
i długo nie będzie snu dopóki majaczy wśród ruin twój cień
To nie brzoza płacze w polu
Dziś tak słonecznie że idąc czuję strunę słońca pod stopami i choć przydrożne drzewa pulsują pierwszą kroplą krwi zewsząd wyziera smutek i to nie brzoza płacze gdzieś w polu ani strumień nie pędzi na koniu przez znajome łąki
ani przebiśnieg nie walczy ze śniegiem na skarpie
lecz ptak błękitny umyka mi spod powiek w przestworza
gdzie pająk przędzie siwy horyzont pajęczyn
i tylko ta gorycz wciąż jak piołun po grudniu po zamieci
jeszcze idę w tłumie ale tłum milczy ileż w milczeniu tajemnicy kobiety w siatkach noszą troski w oczach ciernie po różach i osty a tu tyle słońca naraz bez liści bez wczorajszej pieśni
w skrzynce list od dawna publicznie odczytany
na stole okruchy chleba i nóż zardzewiały
ludzie lata życie czy można mówić o prawdach epoki bez fałszu
A może to chwila ulotna Już za mgłą albo z deszczem odpływa ale zmierzch to nie ucieczka z oblężonej oazy
i gdy nocą nawiedza mnie pejzaż rodzinny jak stary Egipcjanin patrzę a tu znowu tyle słońca bez cienia bez księżyca
może pomiędzy zakurzonymi półkami spotkam swoją muzę
i wrócę do gwiazd do zapomnianego wiersza opowieści matki skończę z włóczęgą po bezkresach pamięci
prosząc o powtórny azyl na własnej wyspie


































































































   30   31   32   33   34