Page 51 - 38_LiryDram_2023
P. 51

przez Niemcy. Ro-zu-miesz? Przez Niem-cy! – No i co? Niech jedzie, skoro ma pieniądze i wierzy w te, no tam, siły nadprzyrodzone. – Nic nie rozumiesz, kobieto. To ja chcę się wybrać z tą pielgrzymką.
– Krysiu, Krysiu, nie pozwól Ani wchodzić do wody. Tylko na brzegu, słyszycie! – wy- krzyknęła Maria, która uwagę musiała dzielić między dziewczynki i Mietka.
– No więc, Marysiu, na pielgrzymkę – podjął Mietek – żeby urwać się z niej w Niemczech. Przecież wiesz, że z moim zawodem znajdę tam pracę bez mrugnięcia.
– Daj spokój, chyba postradałeś resztki rozu- mu. Nawet o tym nie myśl – Maria zerwała się jak oparzona i pobiegła w kierunku dziewczy- nek. Mietek westchnął i walnął głową w koc. Minęła czternasta. Poczuł ssanie w żołądku. Czas najwyższy iść na obiad.
Do rozmowy wrócili wkrótce. W środę wie- czorem dziewczynki powędrowały do swoich łóżeczek, jak zwykle po dobranocce. Dla Marii i Mietka była to upragniona wolna chwila. Je- śli nikt do nich nie wpadł z wizytą, siadywali przed telewizorem i oddawali się relaksowi. Tego dnia Mietek wyciągnął z torby butelkę Honey Cherry Brandy – wiśniówkę na mio- dzie, ich ulubioną. Maria badawczo spojrzała na męża. Przeczuwała, że coś się święci. Pa- luszki i krakersiki na ząb. Przepili do siebie. Eleganckie, wysmukłe kieliszki z rżniętego kryształu, pamiętające dawne czasy, przy- woływały pamięć o kredensie w mieszkaniu matki, gdzie wiele lat stały za szkłem w ocze- kiwaniu na kolejną okazję. Teraz ładnie pre- zentowały rubinowy kolor wiśniówki.
– Wiesz, Marysiu, wpisałem się na listę. Pamię- tasz, wspominałem o Lourdes. Nie przerywaj mi jeszcze – rzucił, widząc zniecierpliwiony
gest żoninej ręki. – To jest naprawdę szansa dla nas. Łatwo znajdę robotę, odkujemy się. Przecież wiesz, ile warte są marki. To moc- ny pieniądz.
– Ale co ja zrobię? Sama z dziewczynkami. Nie poradzę sobie. Praca, dom, no przecież dobrze to rozumiesz... – zawiesiła głos i trwa- ła w wyczekiwaniu.
Mietek trawił słowa. Nalał do kieliszków. My- śli Marii powędrowały w przeszłość. Jej mat- ka, Niemka, znalazła się w Polsce tuż przed wojną. Przyjechała z jakąś misją handlową. W Poznaniu poznała Polaka. I stało się. Za- kochani tak, jak zdarza się tylko w roman- tycznych powieściach, dali się unieść uczu- ciom. Byli jeszcze bardzo młodzi. Ślub wzię- li bez oglądania się na nikogo. Zachłannie, prędko, bez zbędnych ceregieli. Zamieszkali w Płońsku, bo stamtąd pochodził młody wy- braniec. Wojna przyszła nagle. Matka poczu- ła się znowu jak w ojczyźnie, była w Rzeszy. Przed jej mężem stanął wybór: ukryć się czy pozwolić wcielić do Wermachtu. Uległ naci- skom żony. Zaprzedając diabłu polską duszę rozpoczął służbę i wyruszył jako niemiecki żołnierz na front wschodni. A tam wkrótce, jak zdarzało się wielokrotnie, wszelki słuch o nim przepadł. Nie było go na liście pole- głych. Zaginął. Na nic zdały się zabiegi, pod- jęte przez żonę po wojnie, o ustalenie jego losów przez Czerwony Krzyż.
Drugi raz za mąż matka Marii wyszła tak- że za Polaka, starszego od niej o osiem lat. Spolszczyła się widocznie. I nie sprzeciwiła nowej władzy.
Maria przyszła na świat na rok przed śmier- cią Stalina. Powojenna zdobycz matki-Niemki. Ech, dawne historie...
– Zamyśliłaś się, Marysiu. Nie będzie ci ła- two, to prawda, ale przecież trzeba zadbać
styczeń–marzec 2023 LiryDram 49






















































































   49   50   51   52   53