Page 62 - 38_LiryDram_2023
P. 62
do powrotu. Ona nie mogła opanować emocji. Przytulała się, prześlizgiwała szczupłe, długie palce przez jego czuprynę. On odwzajemniał tę czułość pocałunkami.
– Zanim odwiozę cię do Warszawy, wpad- niemy po drodze do mnie. Możemy przecież wracać przez Legionowo. Poznasz moich ro- dziców, zobaczysz dom.
– Super! – Anka była dziś gotowa jechać na- wet do samego Rzymu albo do pieczary dia- bła, albo odlecieć w kosmos. Niebo zmierz- chało i być może już niebawem zobaczy swo- ją gwiazdę. Jaka ona będzie? Jaka ona jest?
Minęło kilka miesięcy. Czas przelatywał jak pośpieszny, bez zatrzymywania na jakimkol- wiek przystanku. Tyle się zdarzyło. Trudno ogarnąć. Młodzi działają tak szybko, tak bez namysłu, chcą wszystko otrzymywać i dozna- wać natychmiast, brać pełną garścią dary losu i stwarzać go na nowo. Anka stanęła prawie na głowie, żeby zdobyć prawo jazdy kategorii A. Dorówna Wojtkowi. Egzamin zdała w Cie- chanowie. Najpierw w sprawie łatwego zda- wania egzaminów przeprowadziła stosowną wywiadownię z Krysią. To było dobre miasto dla przyszłych kierowców. Mekka. Postanowili, że pobiorą się na Boże Narodze- nie. Rodzina Wojtka i Maria oczywiście pobło- gosławili ten zamysł. Byli więc narzeczonymi. Sekundowały im Sonia i Bogna; będą druh- nami. A Wojtek wybrał na drużbę, swojego najlepszego kumpla od motorów. Janka także nie wyobrażała sobie, że ominie ją wielka oka- zja ślubno-weselna, dlatego bezceremonial- nie wprosiła się, zanim młodzi zdołali w jej kierunku kiwnąć zapraszającym palcem. Ale najważniejsze, że młodzi po ślubie będą mieli dziecko. Anka była już z wizytą u ginekologa, który potwierdził ciążę. Wojtek z radości zawył
jak motor, kiedy powiedziała mu o dziecku. Zamierzali wkrótce sprawdzić, czy to będzie syn. Nie byli w stanie czekać cierpliwie. Minęło październikowe babie lato. Wojtek za- powiedział Annie, że przyjedzie w piątek po pracy. Dwudziestego czwartego października ustalą szczegóły związane ze ślubem i o tym, gdzie zamieszkają po. Ania sięgnęła do kre- densu. Postawiła na stole najlepszy wyrób jej matki, kruche owsiane ciasteczka, na szkla- nym, zielonkawym talerzu, pamiętającym pewnie jeszcze czasy jej babki. Zamyśliła się. Wydawało się, że bez powodu. Czuła się wy- jątkowo, inaczej niż zwykle. Nieczęsto można było ją zobaczyć wpatrzoną w swoje wnętrze. Zazwyczaj reagowała impulsywnie na każdy ruch, na każdą zmianę w otoczeniu. Bystra, wścibska, odszczekująca się za każdy drob- ny przytyk. Dziewczyna z krótkim lontem, z iskrą w środku. Powolnym ruchem sięgnę- ła po ciasteczko.
VI.
Krysia siedziała przy oknie po lewej stro- nie przedziału i wpatrywała w uciekające za oknem obrazy. Jechała do matki. Tyle się wy- darzyło, aż trudno pojąć, jak los igra z czło- wiekiem, niezależnie od tego czy jest dobry, czy w gruncie rzeczy zły, co było mu pisane do przejścia, czy zawinił, czy wręcz przeciwnie odkupił na wyrost swoje winy. Ot, chociażby wieloletnim pobytem w pozbawionym mat- czynej miłości domu dziecka.
– Ech... – gdzieś z głębi wyrwała jej się ci- cha rezygnacja. Pociąg przejechał krótki most na Wkrze w Pomiechówku. Za oknem po chwili roztoczyła się rozległa, płaska prze- strzeń łąk zalewowych Narwi, na kilometr, a być może dobre dwa przed ujściem do Wi- sły. Za nią sterczał w oddali dobrze widoczny
60 LiryDram styczeń–marzec 2023