Page 114 - 40_LiryDram_2023
P. 114

  wymienią kontakty i wracają na swoje koce. Moje prywatne podium zajmie Inspektor Kope- rek, wyszyte na szelkach imię będzie wisienką wobec jego krótkołapiego wdzięku i, co nie jest bez znaczenia, wdzięku właścicieli, subtelnej młodej pary, która zwróci moją uwagę życzliwą aurą i mądrymi pytaniami na debatach. Ktoś pozbawiony czułości nie nada takiego imie- nia, choćby długo przeszukiwał bazę danych. Młodzi ludzie to jeszcze inny temat Festiwalu. Zgłaszają się, mówią śmiało, zdradzają, skąd przyjechali, mają prestiżowe wykształcenie i żadnej arogancji, są po prostu piękni. Przy- chodzi mi do głowy, że jestem matką dwóch mężczyzn z tego pokolenia i jak mogę wiele o nich nie wiedzieć, jak dopiero takie dysku- syjne panele są okazją, żeby wyrazili pogląd na sprawy, o które nigdy nie zapytałam. Nie dlatego, że nie umiem ani oni nie umieją, dla- tego, że czasami potrzebna jest inna perspek- tywa dyskusji.
I będzie jeszcze Roma z sąsiedniego leżaka. Wy- mienimy kilka zdań jeszcze pierwszego dnia, zaproponuję jej kurtkę z samochodu na chłodny wieczór przed koncertem, a ona z radością tę propozycję przyjmie. To wystarczy, żeby dowie- dzieć się, że jest ze Szczecina, a od razu wyda mi się bardziej bliska, skoro mieszka w mie- ście, w którym studiowałam i założyłam ro- dzinę. Wzajemnie równoległym niezależnym pomysłem kupimy sobie notesy, sprzedawa- ne na stoisku Fundacji Olgi Tokarczuk, piękne zeszyty w linie w tekturowych oprawach. Ro- ma kupi sobie też czarny T-shirt i będzie się cieszyła z jakości bawełny, ja białą płócienną torbę z wszytym dnem, co zwiększa jej pojem- ność. Będzie je zdobił skromny rysunek pejzażu i napis kiedy zmienia się opowieść, zmienia się świat. I to motto przypomni mi zdjęcie, które noszę jako wygaszacz mojego telefonu, zrobione
gdzieś w północnych Indiach, metalowej nie- bieskiej tabliczki z napisem Be the change you wish to see – Mohandas Karamchand Gandhi. W notesach napiszemy sobie, też niezależnie, dedykacje, żeby jedna nie sugerowała się drugą, przeczytamy je w różnym czasie i jedna drugą wzruszy. Roma przyjedzie na cały Festiwal, skąd dalej zakotwiczy we Wrocławiu na Festiwalu Nowe Horyzonty. Mieszkać będzie w wynaję- tym pokoju w bloku w Nowej Rudzie, gospodyni da jej rower, żeby mogła odwiedzić miejscowy Annaberg. Zaśmieje się, że kiedyś zobaczymy razem nasz opolski, nawet nie wiedziałam, że tam też jest Góra Świętej Anny. Będzie rozpiesz- czała mnie borówkami, zdrowymi ciastkami, słupkami kalarepy. A gdy raz dostanę sałatkę i jej komentarz to jest kasza z fetą, to jakby nic o tej ambrozji nie powiedzieć.
Jakieś dwa tygodnie po Festiwalu przerzucę in- ternet w poszukiwaniu nazwiska tłumacza ze spotkania O prawach kobiet i pomocy ukraiń- skim uchodźczyniom z saksońską ministrą Kat- ją Meier. Chyba nigdy dotąd nie uczestniczy- łam w tak mistrzowskim tłumaczeniu symul- tanicznym. Początkowo nie miałam pewności, czy wypowiada własne kwestie jako trzeci gość spotkania, prowadzonego przez Katarzynę Ko- lendę-Zaleską, czy rzeczywiście tylko je tłuma- czy. Przypomina mi postać z powieści „Serce tak białe” J. Mariasa, za którego rokrocznie trzymałam noblowskie kciuki, gdzie o tłuma- czach mówiło się jako o osobach niemal nie- widocznych, bez których jednak trudno sobie wyobrazić ważne debaty, obrady albo wizyty głów obcych państw. Jakie to ważne, gdy są wyczuleni na każde słowo, to wypowiedziane i niewypowiedziane, a nawet przemilczane, na każdy jawny albo domyślny gest. Niemal niewidoczni wtedy, gdy wykonują swoją pracę perfekcyjnie, inaczej wręcz przeciwnie. Nikt
112 LiryDram lipiec–wrzesień 2023






























































































   112   113   114   115   116