Page 116 - 40_LiryDram_2023
P. 116
tygodni na platformie zoom, widzieliśmy się wszyscy z możliwością czatu z wyłączony- mi mikrofonami. Nawiązała się między nami wrażliwa, niemniej nieuzależniająca więź. Warunkiem przyjęcia na kurs było wysłanie prowadzącemu własnej intencji, można mi wierzyć, uchwycenie intencji to katorżnicza wewnętrzna praca.
Nigdy nie udała mi się żadna „podróż” ani wi- zja, jak niektórym. Robert bębnił, zamykałam oczy, często płynęły mi w sposób niewytłuma- czalny łzy, ale nie poczułam rozpoznania ani nie zapamiętałam kontaktu z duchami opie- kuńczymi, które prawdopodobnie mam. By- łam tam dlatego, że prowadzący pięknym ję- zykiem opowiadał o szacunku i miłości, o tym, co jest żywe; o miłości, w której nikt nikogo nie ma i nie może mieć bez stanu posiada- nia, bo miłość taka nie jest. Uspokajały mnie słowa, że mam dwa wyjścia w każdej sytu- acji, dziękuję, tak i dziękuje, nie, a zarówna odmowa, jak i zgoda połączone są z wdzięcz- nością. Tak, dziękuję jako przyjęcie daru jest zazwyczaj łatwiejsze. Nie, dziękuję to święte prawo do odmowy, nieprzyjęcia niechcianego prezentu bez tłumaczenia się, bez wybuchu, stanowczo, z dziękuję, które daje szacunek w swojej odmowie.
W tym samym czasie, co kurs szamanizmu, uczyłam się i certyfikowałam na kursie aku- punktury. Poznawałam opowieści o człowieku jakby różnymi językami, wiedziona przekona- niem, że istnieje też piękna medycyna.
Warsztat rozpocznie mój powrót na Festiwal po pięciodniowym pobycie w domu, w tym co nazywamy powszedniość, zwyczajność albo codzienność. Dwa weekendy to mój system uczestnictwa w tym wydarzeniu. I te dni po- między będą nieco dziwne, jakbym nie wygasiła
nasłuchu i refleksyjności (czy ja w ogóle wyga- szam?), czuła wśród ludzi dystans, była bardziej w obserwacji, w ogóle jakbym nie wróciła w ca- łości. A teraz wrócę i się poznajduję.
Wyjadę tuż po szóstej rano. Sala gimnastyczna na piętrze Biblioteki w Nowej Rudzie będzie czekała na śmiałków z krzesłami ustawionymi w okrąg. Wejdę chwilę przed czasem, Robert Rient będzie stał w białym stroju, drobny, bo- sy, i ,zgodnie z moim oczekiwaniem, promien- ny. Podejdę na dystans wyciągniętych ramion i powiem patrząc mu w oczy: Ja jestem Ewa... Powtórzy moje imię i nazwisko i zrobi to, na co pozwala taki dystans, natychmiast obejmie. Za- nim warsztat się skompletuje, poproszę o de- dykację w dwóch ważnych dla mnie książkach. W mojej pierwszej, w Przebłysku, gdzie opisy- wał miejsca, które też odwiedziłam i opisywał je moim sercem, zgubiony albo rozgubiony, jak przywoła tam Białoszewskiego: czułem głód bo szukałem, nie szukałem dlatego, że czu- łem głód. I w ostatniej, pięknie wydanej Wi- zje roślin czyli pięćdziesiąt roślin leczniczych i jeden grzyb. Wbrew temu, co może sugero- wać to opracowanie, Robert nie posiłkuje się w swojej praktyce żadnymi używkami. Grupa szybko się zbierze, z Janą zaproponują dowolne pozycje i relaks. Natychmiast przyjdzie mi do głowy profesor Bralczyk, który powiedział: Gdy tylko ktoś mi powie proszę zachowywać się swobodnie, natychmiast czuję się skrępowany. Na wszelki wypadek nie staram się więc o nic. Mamy dwie umowy – jestem tym, co żywe i zdrowe oraz jestem z tym, co żywe i zdro- we, służę żywemu i zdrowemu. Mogę kochać wszystkich tą samą miłością, ale nie wszystkich tak samo (wróci dziękuję, nie). Nie wszystkich witam, nie wszystkich zapraszam, nie wszyst- kich pozdrawiam.
114 LiryDram lipiec–wrzesień 2023