Page 224 - Jezyk_kluczem_do_kraju_t2_ebook_no security
P. 224
polskI dla obcokrajoWcÓW
ale też z prawdziwymi, nowojorskimi, niesieciowymi hamburgerami. Przez pierw-
sze trzy miesiące szło dobrze, a potem się zacięło. – W tym biznesie należy wyliczyć
cyfrę, czyli miesięczny dochód, który musi wystarczyć na czynsz, opłacenie ludzi, zaku-
py i reklamę. Jeśli podzieli się cyfrę na liczbę dni w miesiącu, to już w połowie wiadomo,
czy człowiek jest pod kreską – tłumaczy. – Nam w piątym miesiącu od otwarcia za-
częło brakować do cyfry. To można porównać do braku powietrza. Przychodzą kolej-
ne wezwania do zapłaty i musisz wybierać: zapożyczać się czy zwijać. Ja się zwinąłem.
Do dziś analizuje przyczyny porażki. Może wystrój był na za bogato i onieśmie-
lał, może menu zbyt ekstrawaganckie dla ówczesnego klienta, może gdyby ser-
wował pierogi i piwo z nalewaka, toby się utrzymał, a może miejsce za bardzo na
uboczu. [...]
W Łodzi odpada przynajmniej jedno ryzyko – miejsce. Wiadomo, że kręgosłup
miasta to Piotrkowska. Nadwerężona nieco przez nowo powstałą Manufakturę,
która próbowała przejąć rolę centrum. Jednak władze miasta próbują ożywić
Piotrkowską przez przetargi kreatywne, w których mniej liczy się wysokość propo-
nowanego czynszu, a bardziej kulturotwórcza funkcja miejsca. Maciek Stańczyk
wygrał pierwszy z nich. Przez lata pracował w lokalnej gazecie, pisząc o miej-
skim bezpieczeństwie. Ale czuł, że to wszystko idzie w złym kierunku. Po kolej-
nych zwolnieniach ludzi było coraz mniej, a roboty tyle samo. Redakcja zmienia-
ła się w fabrykę kliknięć. Kiedy szykowało się następne zwolnienie grupowe, sam
zdecydował: to ja poproszę, i za odprawę postanowił otworzyć coś własnego.
– Zastanawiałem się, co ja umiem poza pisaniem. Wyszło mi, że znam się na książkach
i alkoholach, bo na studiach dorabiałem jako barman. Efekt to Niebostan, czyli anty-
kwariato-kawiarnia. W Warszawie były wcześniej takie miejsca. W Łodzi jeszcze nie.
Lokalizacja to był w zasadzie pewniak. Wcześniej działał tu znany jazzowy klub
Jazzga; wiadomo było, że wszyscy będą ciekawi, co powstanie na jego miejscu.
Remont był robiony najtańszym kosztem, z pomocą rodziny, znajomych, a na-
wet rzeczników prasowych, z którymi Maciek zawodowo współpracował; wpa-
dali po przyjacielsku coś pomalować albo przybić. Wyposażenie z recyklingu:
płyta paździerzowa, wózki z supermarketu, europalety, lampki ze słoików. No
i się kręci: imprezy, koncerty, spotkania z pisarzami. Była nawet telekonferencja
z Jerzym Pilchem. Co prawda Marcin wcześniej nie wierzył, że da się pracować
przez 16 godzin na dobę, i wszelkie opowieści o własnym biznesie uważał za
przesadzone, ale najtrudniejszy punkt ma za sobą. To decyzja, żeby zatrudnić lu-
dzi, wpuścić kogoś obcego za bar i nie robić wszystkiego samemu. – Można to
porównać do uczucia, kiedy nastolatkowi daje się kluczyki do własnoręcznie wyre-
montowanego zabytkowego auta. Ale bez tego nie da rady – deklaruje Marcin.
Wizje, wino i lęki
Zanim Marcin otworzył Niebostan, jeździł do Warszawy podglądać podobne miej-
sca, takie jak Czuły Barbarzyńca czy Wrzenie Świata, założone przez trzech repor-
tażystów „Gazety Wyborczej”: Pawła Goźlińskiego, Wojciecha Tochmana i Mariusza
Szczygła. Mariusz mówi dziś, że kawiarnia to ostatnie, co przyszło mu do głowy.
Po prostu co siedem lat musi coś zdywersyfikować, bo nudzi mu się robienie wciąż
224