Page 128 - Jezyk_kluczem_do_kraju_t2_ebook_no security
P. 128
PolskI dla obcokrajowców
Proletariackie maniery szybko znużyły też wielu – by tak rzec – wykonawców
dyktatury proletariatu. Ten, któremu przyszło wyprowadzać sztandar PZPR, był
inteligentem co się zowie. Inna sprawa, że „masom inteligenckim”, zbiedniałym,
kwaterowanym w blokowych M-4, z trudem szło kultywowanie kultury stołu,
gdy posiłki z konieczności spożywało się w przygarbie z tzw. ławy przystawio-
nej do wersalki. Nie sposób było zostać somelierem, mając wybór między So-
phią a Kadarką. Ani nauczyć się, jak jeść ostrygi, gdy w restauracyjnym menu
pod tą nazwą występowało surowe żółtko w szklance. Toteż przy rozpaczliwych
gestach obrony (zdobyć nowego Llosę w zaprzyjaźnionej księgarni i puszkę tuń-
czyka na domowe przyjęcie!) Peerelczyk obyczajowo się pauperyzował.
Smutne, że vox populi w dziedzinie obyczajów zaczął na dobre rządzić po trans-
formacji ustrojowej. Zabrakło depozytariusza obycia? Fakt, inteligencja – od
profesury po aktorów – musiała przede wszystkim się obuć (całkiem niemeta-
forycznie mówiąc, bo najłatwiej nas było poznać w cywilizowanej części świata
po znoszonych i tandetnych butach). To porzucenie misji na rzecz portfela było
pewnie cywilizacyjnie nieuchronne. Podobnie nieunikniona była rozbiórka ka-
nonu dla ludzi intelektualnie ambitnych. Nie dlatego, że kultura wysoka zanikła;
przeciwnie – ona rozkwita, jest coraz bardziej dostępna, ale w efekcie każdy tro-
chę co innego czyta, ogląda, słucha. Klasy od średniej w górę stanowią – powia-
dają socjologowie – coraz bardziej federację nisz. Jednolitą kulturę – festynu, ka-
baretowego rechotu, muzyki disco polo – ma demos. Lud.
Niczyja to wina. Logika rynku wzięła we władanie nieomal całe życie społeczne.
Logice słupków oglądalności i czytelnictwa podporządkowały się media. To dla
ludu, żądnego krwi, plotki, skandalu, wykreowano tzw. telewizyjną publicysty-
kę, gdzie zasadą jest przekrzykiwanie, wchodzenie w słowo, kłótnia. Pisze się na
ustawicznie podniesionym tonie, krzyczy tytułami, a gra na ludzkich emocjach
sprawia, że zaciera się różnica między prasą opinii a tabloidami. Normy odzieżo-
we dyktują agresywne estetycznie celebrytki, językowe – brutalni retorycznie
politycy. Nakaz luzu i spontanu obowiązuje uczestników i jurorów telewizyjnych
show – mówią sobie po imieniu bez baczenia na wiek, płeć, kompetencje. Jak bo-
leje dr hab. Katarzyna Kłosińska, znana popularyzatorka poprawnej polszczyzny,
w obiegu jest tam język „mega-super” ubogi. Prostacki. Czołowa ekspertka od
pichcenia na światowym poziomie, w dezaprobacie dla umiejętności swych go-
spodarzy, przewraca stół, tłucze talerze i recenzenckim animuszem doprowa-
dza do łez.
Niestrawność
Coraz więcej osób widząc to, cierpi na bolesną niestrawność. Ma poczucie nie-
zasłużonej degradacji. I bezradności. Na przykład gdy 12-letnia siostrzenica zjeż-
dża z kilkudniową wakacyjną wizytą. I odmawia zjedzenia obiadu, bo nie lubi
buraczków. Rozbabruje potrawy, paćka talerz, siorbie, ciamka. Każe dziesięć razy
wołać się do stołu. Wstaje bez „czy mogę” i ”dziękuję”. Siedzi niechlujnie, podpie-
ra się, podkula nogi. Nie przychodzi jej do głowy pomóc w nakrywaniu, sprząta-
niu, zmywaniu. Nie dziękuje za prezent. Rozczarowana, że nie udało się dostać
128