Page 85 - Jezyk_kluczem_do_kraju_t2_ebook_no security
P. 85

ii. Być czy mieć?
                   Kontakty i spięcia
                   Czasem trafi się taki naskórkowy realny kontakt międzyludzki. Na przykład z ka-
                   tegorią  samotni.  Którzy  wyraźnie  przychodzą  po  to,  by  z  kimś  porozmawiać,
                   a zawodowo uprzejmy i uśmiechnięty sprzedawca doskonale się do tego nada-
                   je. Samotni wybierają raczej sklepy z upominkami, artykułami dla zwierząt (jeśli
                   mają swoje zwierzątko) lub z wyposażeniem wnętrz. [...]
                   Zwykle trafia się jednak kontakt międzyludzki o dużej emocjonalnej amplitu-
                   dzie. W tanich sieciowych odzieżówkach popołudniami zmorą stają się klienci,
                   którzy przychodzą nie po to, by coś kupić, ale odegrać się za niepowodzenia
                   z całego dnia, względnie życia. – Wyraźnie szukają pretekstu do zrobienia awantu-
                   ry, mieszają nas z błotem, pytają, jak nam nie wstyd pracować w takiej złodziejskiej
                   firmie – mówi Anna Wojecka. – Mówimy na nich „sfrustrowani”.

                   W droższych butikach na nerwach sprzedawcom grają nuworysze. Ostentacyj-
                   nie obnoszą się z portfelem wypchanym złotymi kartami kredytowymi i niedwu-
                   znacznie dają obsłudze odczuć, że jest biednym plebsem. Nigdy nie odniosą
                   przymierzanych rzeczy na miejsce. Arogancko domagają się kompleksowego
                   obsłużenia. Alicja, po dwóch fakultetach, już się przyzwyczaiła do tego, że nie-
                   którzy klienci okazują sprzedawcom swoją wyższość, traktują personel sklepu
                   jak służących, pokazują im, gdzie jest ich miejsce. [...] Aldona z ekskluzywnego
                   butiku na piętrze aroganckich klientów zna tylko z opowieści. [...] [Twierdzi, że]
                   naprawdę duże pieniądze najczęściej idą w parze z większą kulturą osobistą. [...]
                   I do domu
                   [...] Sztuczny świat galerii jest trochę jak społeczne laboratorium. Pokazuje, może
                   w krzywym zwierciadle, przekrój polskiego społeczeństwa i największe proble-
                   my,  z  jakimi  się  borykamy.  Bezrobocie  młodych,  nadprodukcję  absolwentów
                   wyższych uczelni, kulejący system opieki zdrowotnej – nie bez powodu najwięk-
                   szą popularnością w centrach handlowych cieszą się darmowe badania, a nawet
                   pogadanki o zdrowiu.
                   Dla bogatych snobów galerie mają sztukę i butiki najdroższych światowych ma-
                   rek. Dla plebsu tanie sieciówki, lody i frytki. Wszystko pod jednym dachem. Jak
                   w życiu. Ale socjologowie już nie załamują rąk, że rodziny czas wolny spędzają
                   w centrach handlowych, bo odkryli, że to bardziej integrujące dla nich miejsce
                   niż dom, gdzie każdy siedzi przed swoim laptopem lub iPadem, a nieinterneto-
                   wy dziadek przed telewizorem.
                   Tymczasem w galeriach jest więcej i coraz więcej do wyboru. Już nie tylko ban-
                   ki i szkoły językowe, ale urzędy miasta (rzeszowski Millenium Hall), szewstwo,
                   krawiectwo, kosmetyka, siłownie. A ostatnio także duchowość. W katowickiej
                   Silesia City Center powstała kaplica. Najczęściej świeci pustkami, bo katolickie
                   śląskie rodziny w niedzielne popołudnia do galerii idą po mszy, zgodnie z rytu-
                   ałem: najpierw churching potem shopping – i churching jest już odhaczony. [...]
                   Magistrowie i licencjaci idą do pracy w galerii zwykle na chwilę, na przeczekanie,
                   zanim znajdą coś w zawodzie, ale część z nich zostaje na długo. Bo odkrywają,

                                                                                       85
   80   81   82   83   84   85   86   87   88   89   90