Page 277 - Nadstaw Ucha Elżbieta Zarych_html5 bez hasła platforma dzwonek
P. 277

V       TranSkrypcje nagraŃ STudyjnych




                   oboje jesteśmy trochę szaleni i ciągle czegoś szukamy. I kiedy tylko się rozwiod-
                   łam, to się pobraliśmy.
                   PK – A czego szuka Pani teraz?
                   KG-M – Szczerze mówiąc, nie wiem. Mam kochającego męża, jesteśmy razem
                   już od pięciu lat, i dwie córeczki, trzyletnie bliźniaczki, syn Adam studiuje – chy-
                   ba pod wpływem Carlosa – reżyserię, wspieram męża w jego karierze, a sama
                   postanowiłam wykorzystać swoje doświadczenia i przeżycia i pisać książki.
                   PK – I to z sukcesem! Kolejna Pani książka dostała ważną nagrodę.
                   KG-M – Cieszę się, że się podobają. Wkrótce ukaże się moja kolejna powieść, ale
                   na razie nie mogę zdradzić szczegółów.
                   PK – To może na tym zakończmy. Bardzo dziękuję Pani za rozmowę i czekamy
                   na nową książkę!
                   KG-M – Dziękuję za zaproszenie i mam nadzieję, że do zobaczenia!
                   PK – Trzymam Panią za słowo!


              18   co za dzień!

                   To był naprawdę pechowy dzień. A zapowiadał się tak dobrze. Od rana świeciło
                   słońce, było pięknie i ciepło, a w pracy też miało być spokojnie. Budzik zadzwo-
                   nił jak zawsze punktualnie o siódmej. Wstałem, umyłem się, ubrałem. Nie zaję-
                   ło mi to dużo czasu, bo poprzedniego dnia dokładnie już sobie wyprasowałem
                   koszulę i spodnie. Zadowolony poszedłem do kuchni robić śniadanie. I wtedy
                   się wszystko zaczęło. Najpierw kanapka spadła mi serkiem do dołu na spodnie,
                   a kiedy niezgrabnie próbowałem ją złapać, trąciłem kubek z kawą, która oczywi-
                   ście wylała mi się na koszulę i na stopy. Zostawiłem wszystko, bo musiałem się
                   przebrać, a najpierw oczywiście jeszcze to ubranie wyprasować. Zajęło mi to pół
                   godziny, więc błyskawicznie włożyłem marynarkę, wziąłem teczkę i pobiegłem
                   do samochodu. Ale ten najpierw nie chciał ruszyć, a kiedy się wreszcie udało,
                   gaz do dechy i szybko pojechałem do pracy. Za szybko... Złapała mnie policja
                   i dostałem mandat 500 zł.
                      W pracy pojawiłem się spóźniony godzinę. Szef, którego miało nie być, jed-
                   nak był i to w wyjątkowo złym humorze. Od razu przysłał mi górę dokumentów
                   do sprawdzenia, a na dodatek klienta, którego wszyscy unikają. Chyba za karę.
                   Ten klient ma zawsze straszne humory, nic mu nie odpowiada, ani terminy, ani
                   kwoty. Okropnie narzeka na wszystko, nawet na niewygodne krzesło, na którym
                   siedzi. To spotkanie zajęło mi aż dwie godziny, więc nie miałem czasu na przerwę
                   na obiad w barze naprzeciwko. Zjadłem tylko kanapkę, wypiłem ze trzy kawy, bo
                   czekało mnie jeszcze mnóstwo dokumentów, a telefon nie przestawał dzwonić.
                   Planowałem wyjść z pracy o czasie, ale zanim skończyłem wszystko, co było do
                   zrobienia, była już siedemnasta.
                      Zmęczony i głodny jak wilk ruszyłem do samochodu, wsiadłem i po drodze
                   do domu marzyłem o prysznicu, steku i dobrym drinku. Kiedy tak jechałem, oka-
                   zało się, że poranne problemy z samochodem były poważniejsze. Teraz mój pas-
                   sat kompletnie odmówił posłuszeństwa i to na skrzyżowaniu. Musiałem wysiąść


             276
   272   273   274   275   276   277   278   279   280   281   282